I tak oto kroczył cesarz w procesji pod wspaniałym baldachimem, a wszyscy na ulicy i w oknach mówili:
– Boże, jakież te nowe szaty cesarza są piękne! Jaki wspaniały tren, jak świetny krój.
Nikt nie chciał po sobie pokazać, że nic nie widzi, bo wtedy okazałoby się, że nie nadaje się do swego urzędu albo, że jest głupi. Żadne szaty cesarza nie cieszyły się takim powodzeniem jak te właśnie.
– Patrzcie, przecież on jest nagi! – zawołało nagle jakieś małe dziecko. A przecież dziecko nie mogło się mylić, bo nie znało jeszcze zawiłości zachowań dorosłych. Zapanowała konsternacja. Ludzie nie wiedzieli jak zareagować, szczególnie wobec tak ważnej osobistości. Tym bardziej, że sami też dali się oszukać. Cesarz zmieszał się, bo zrozumiał, że zrobił z siebie durnia, ale pomyślał, że nie może dać tego po sobie poznać. Więc ruszył dalej robiąc dobrą minę do złej gry, a dworzanie szli za nim, niosąc tren, którego wcale nie było. Wkrótce z tłumu rozległy się głosy pochlebców, które dodały mu pewności. Rzucił tam kilka łaskawych spojrzeń i paradował na golasa w pełnej godności pozie, jakby naprawdę miał ubranie. Ale nikt się nie śmiał. A tłum niesiony przykładem zaczął wznosić gromkie wiwaty, jakby nic się nie stało. Dziecko patrzyło na to zdumione. Ale ludzie zaczęli ignorować je, a nawet omijać szerokim łukiem, jakby bojąc się do niego przyznać. Jeszcze inni obrzucali je wyniosłymi spojrzeniami, dając do zrozumienia jak bardzo jest infantylne, aż poczuło się jak trędowate. I zrozumiało wtedy, że wobec potęgi hipokryzji ważnych ludzi, prawda nic nie znaczy. Pierwsza lekcja została odebrana i pobiegło wychwalać nowe szaty cesarza.