Historia niemęskoosobowa




Chłopaki wyszły z samochodu i uściskały się wzruszone. Teraz, kiedy mogły wreszcie widzieć swoje twarze, spoglądały na siebie z niedowierzaniem. Potem ruszyły w stronę rzeki. Miały mało czasu. Kiedy dotarły wreszcie na miejsce, odszukały ukrytą w zaroślach łódź. Strach determinował je do pośpiechu. Na szczęście wszystkie miały broń. Wypchnęły łódź na wodę. Wiosłując, ciężko walczyły z nurtem. Modliły się, żeby nie zostały dostrzeżone przez rodzaj męskoosobowy. Czujnym wzrokiem wpatrywały się w przeciwległy brzeg, gotowe w każdej chwili zawrócić. Gdzieś tam krył się on, ze swoją armią filologów, gotowych zaatakować je swoimi pokładami erudycji. Łódź zaszurała o dno. Chłopaki wybiegły ukryć się w rosnących przy brzegu zagonach manioku. I wtedy z zasadzki wyszli oni. Wszystkowiedzący filolodzy. Obwieszeni byli pasami z ostrą erudycją, niczym najemnicy i celowali w nich wzrokiem pełnym pogardy. Za nimi kłębił się obrzydliwy, krwiożerczy, dyszący zjedzonymi grafomanami, rodzaj męskoosobowy. Chłopaki stanęły jak wryte. Już myślały, że są uratowane, a tu masz. Autor je zdradził.